poniedziałek, 23 marca 2020

ROZDZIAŁ PIERWSZY. Złoty Chłopiec - część 1

Żenujące, pomyślał Will, ledwie nadążając za kobietą prowadzącą go przez ministerialny labirynt. Od kilku minut starał się ją poinformować, że zgubili w tłumie jego szefową, jednak trochę brakowało mu tchu.

Na szczęście nie widział go w tej chwili nikt z biura, bo zostałby zabity śmiechem. Brak kondycji można wybaczyć owiniętemu krawatem gryzipiórkowi, który za najbardziej ekstremalne wyzwanie dnia uważał wyścig po ostatniego pączka w bufecie. Pracujący w terenie auror powinien poważnie zastanowić się nad swoim życiem, jeśli nie mógł dotrzymać kroku emerytce, grubszej niż wyższej, a do tego ubranej w długą szatę i buty z wysokimi obcasami.

Virginia Johnson z Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów doskonale nadawała się jako przykład tak zwanej „dziarskiej starszej pani”. Na oko zbliżała się do osiemdziesiątki, mierzyła najwyżej pięć stóp, ale urzędnicy i petenci w popłochu umykali jej z drogi. Gdy kolejny raz skręciła bez ostrzeżenia w niezauważalne na pierwszy rzut oka przejście, Will z trudem wyhamował. Jęknął na widok dwóch tuzinów wytartych, kamiennych stopni.

Przeklinał w duchu czarodziejów odpowiedzialnych za plany brytyjskiego Ministerstwa Magii. Najwyraźniej żadnemu z nich nie przyszło do głowy, że zamiast rozrzucać klatki schodowe po całym budynku, dużo praktyczniej byłoby stworzyć jedną, za to biegnącą przez wszystkie piętra.

— Na Wielki Proces w Salem — wysapała Demeter, której wreszcie udało się dołączyć do Willa, z ponurą miną sterczącego u podnóża schodów. — Czy ta szalona kobieta chce nas wykończyć?

Pochyliwszy się, Dee oparła obie dłonie na kolanach i spróbowała wyrównać oddech.

Will posłał jej krzywy uśmiech.

— Może nie lubi Amerykanów? Myślisz, że jest rasistką?

— Ksenofobką, jak coś — poprawiła go.

Jeszcze raz nabrała głęboko powietrza i wyprostowała się. Ze zniecierpliwieniem odrzuciła przez ramię kilka drobnych warkoczyków, które wymknęły się z luźnego koka.

— Choć rasizmu tak od razu bym nie wykluczała — dodała z irytacją, gdy z góry dobiegł ich okrzyk:

— Drodzy państwo, nie mamy całego dnia!

Will parsknął, mimo że wcale nie było mu do śmiechu.

Pani Johnson nie zamierzała przejmować się rzeczami tak błahymi, jak samopoczucie podopiecznych. Parła do przodu niczym lodołamacz, roztrącając zdezorientowanych czarodziejów i niestrudzenie wspinając się na kolejne piętra.

W końcu dotarli do małego korytarzyka, mierzącego około czterech stóp na sześć. Po obu stronach, dokładnie naprzeciw siebie, znajdowały się niemal identyczne drzwi, proste, solidne oraz mocno poobijane. Jedyną różnicę stanowiły złote, błyszczące litery, przyczepione do tych po lewej stronie. „Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów”, przeczytał Will. Drugie drzwi nie zostały oznakowane – albo ktoś uznał, że nie było takiej potrzeby, albo napis odpadł z czasem.

Pani Johnson zatrzymała się na chwilę. Poprawiła kołnierzyk, otrzepała rękawy z nieistniejących zabrudzeń, starannie wygładziła ciasno upięte włosy i dopiero wtedy skierowała się na prawo.

Pomieszczenie było wielkie, zatłoczone i panował w nim straszny harmider, ale nie dlatego Willowi zaparło dech w piersi. Salę wypełniały dziesiątki ciasno upchniętych boksów, na najbliższym zaś wisiała przekrzywiona i zaśniedziała tabliczka, głosząca: „Kwatera Główna Aurorów”.

Will niemal nie mógł w to uwierzyć – spełniło się jego największe marzenie z dzieciństwa.

— Tylko się nie posikaj — zakpiła Dee.

Zignorował ją.

— Proszę za mną — rozkazała pani Johnson, ruszając długim przejściem pośrodku biura.

 W każdym boksie mieściło się jedynie biurko i krzesło. Na większości biurek panował bałagan, zaś niewysokie ścianki działowe były ozdobione listami gończymi, zdjęciami z miejsc zbrodni, wycinkami z gazet oraz skrawkami papieru z potwierdzonymi lub czekającymi na sprawdzenie tropami. Pomiędzy stanowiskami kręciło się sporo ludzi, niektórzy mijali się bez słowa, inni przystawali na moment, żeby opowiedzieć o urlopie, wymienić się uwagami na temat sprawy lub nakrzyczeć na siebie nawzajem – innymi słowy, zajmowali się zwykłą aurorską robotą. Nad ich głowami krążyły papierowe samoloty będące, jak Will pamiętał z książek, odpowiednikiem wewnętrznej poczty.

Will rozglądał się z ciekawością, ale pani Johnson nie pozwoliła mu na zwiedzanie. Wprawdzie aurorzy, w przeciwieństwie do innych pracowników ministerstwa, nie uciekali przed nią na boki, jednak kobieta sprawnie pokonała biuro i wyhamowała dopiero przed drzwiami na jego końcu.

Kilku przyklejonym do mlecznej szyby literom zagięły się brzegi, lecz na szczęście nie utrudniało to ich odszyfrowania.

 

Harry Potter

Szef Biura Aurorów

 

Will mało nie zapiszczał jak sześciolatka. Mimowolnie wstrzymał oddech, gdy pani Johnson zastukała w podwójne „t”.

Zmarszczyła brwi, gdy nic się nie wydarzyło. Spróbowała ponownie, tym razem wkładając w pukanie więcej siły, że aż zadrżała cienka, szklana tafla. Kiedy to również nie przyniosło efektu, pani Johnson nacisnęła klamkę. Drzwi okazały się zamknięte.

— Wyszedł — odezwał się ktoś za ich plecami.

Mężczyzna był postawny, miał ogoloną głowę oraz z pół tuzina złotych kolczyków w każdym uchu. Will pomyślał, że Collins – o którym mówiono, że został kapitanem ich posterunku, zanim wyginęły dinozaury – na sam widok dostałby apopleksji.

Pani Johnson popatrzyła na faceta z poirytowaniem, jakby ponosił winę za zaistniałą sytuację.

— Gdzie?

Auror wzruszył ramionami i zwyczajnie sobie poszedł. Will poczuł do niego coś w rodzaju szacunku.

Pani Johnson prychnęła, odprowadzając mężczyznę morderczym spojrzeniem, które nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Zatupała obcasem, spoglądając w głąb pomieszczenia. W końcu wskazała Willowi i Dee stojący pod ścianą rząd rozklekotanych krzeseł.

— Proszę tu zaczekać — oznajmiła szorstko. — Pan Potter został powiadomiony o państwa przybyciu i na pewno wkrótce się zjawi. Ja muszę wrócić do swoich obowiązków.

Zawróciła na pięcie i z wysoko uniesioną głową pomaszerowała w stronę wyjścia, a stukot jej pantofli był słyszalny nawet w panującym wokoło zamieszaniu. Wyglądała na niezadowoloną, że jej pięciostopowa osoba nie budziła w tym miejscu respektu.

Will powiódł za nią wzrokiem.

— Nie przypomina ci trochę babki z magazynu dowodów?

Dee rzuciła mu tylko krótkie spojrzenie, zajęta ostrożnym umieszczaniem swojego tyłka na wypłowiałym siedzisku.

— Janine?

— Noo. Pamiętasz, ostatnio walczyłem z nią ze trzy dni, żeby wydała mi graty ze sprawy Wilkinsona.

Kręcąc głową, Will opadł na sąsiednie krzesło. Choć mebel zatrzeszczał złowieszczo, o dziwo nie zamienił się w kupę drzazg.

Właściwie niemal wszystko w pomieszczeniu było stare, zniszczone i wyglądało, jakby pamiętał czasy, gdy Stany Zjednoczone były brytyjską kolonią. Ze ścian odłaziła farba, biurka miały połamane nogi, a niekompletnych napisów na drzwiach nie dało się odczytać – no chyba że były w jakimś zapomnianym języku, zaś „yda pa Nirzwnyc” czy „Bygd deenia” tak naprawdę niosły ze sobą głęboki przekaz.

Will i Dee spędzili w milczeniu pół godziny, obserwując pracę brytyjskiego organu ścigania. Nikt się przez ten czas nimi nie zainteresował – niewykluczone, że widok nieznajomych pod gabinetem szefa był powszechnym zjawiskiem.

To w końcu Harry Potter, uznał Will. Pewnie codziennie musiał pomagać komuś w ratowaniu świata.

Otaczający ich ludzie robili to, co aurorzy mieli w zwyczaju robić w pracy – albo siedzieli przy biurkach z nosami w papierach, albo przekrzykiwali się nawet ponad kilkoma boksami, albo biegali chaotycznie w różnych kierunkach. Czasem ktoś nagle wpadł do sali z wrzaskiem, ktoś inny wyskoczył z niej, w pośpiechu o mało nie gubiąc butów. Parę osób zniknęło też w którymś z pozostałych wychodzących z pomieszczenia przejść, a w pewnym momencie wyszło stamtąd trzech groźnie wyglądających czarodziejów, jednak przeznaczenie tych drzwi pozostawało dla Willa tajemnicą. Nazwy takie jak: „dzia ana a oaana dec d ony z Voltem” czy: „riwum” nic mu nie mówiły, niezależnie jak bardzo się starał.

Ze zdumieniem – podszytym podziwem – obserwował tutejszych aurorów. Mężczyzna o azjatyckich rysach, którego Will najlepiej widział ze swojego miejsca, miał na szyi symbol runiczny, natomiast jego sąsiad – srebrny kolczyk w nosie. U innych dało się zauważyć tatuaże, biżuterię w różnych częściach ciała lub szalone fryzury, a w pewnym momencie przez biuro, powiewając tęczową sukienką, przebiegła kobieta z wściekle zielonym irokezem. Will początkowo nie mógł się temu nadziwić, jednak gdy jego umysł wreszcie opanował natłok wrażeń, dostrzegł, że większość pracowników w sumie wyglądała przeciętnie. Niektórzy nawet nosili tradycyjne czarodziejskie szaty, ze spiczastymi tiarami i tak dalej, ale mimo wszystko dominowały znacznie praktyczniejsze do pracy w terenie mugolskie ubrania. Zwłaszcza skóry, w najróżniejszych postaciach. Will wypatrzył też kilka garniturów, trochę swetrów i pojedyncze bluzy z kapturami, a jakaś kobieta miała na sobie czerwony dres.

Will i Dee nie wyróżniali się zbytnio – oboje w jeansach i motocyklowych kurtkach. Will nie zamierzał jednak malować włosów na niebiesko ani przebijać języka. Może zamiast tego zrobi sobie jakiś fajny tatuaż, licząc, że kapitan nie wywali go z pracy. Kto tam zresztą będzie widział, co mam na plecach, rozmarzył się, obserwując gościa z runami.

— Litości, nie ekscytuj się tak — prychnęła Demeter, po tym jak Will kolejny raz mimowolnie podskoczył, widząc otwierające się główne drzwi.

Popatrzył na nią z ukosa.

— Nie czytałaś książek?

— Czytałam — odparła, wzruszając ramionami. — Dawno temu — dodała po zastanowieniu. — I na twoim miejscu nie nastawiałabym się, że będą się w stu procentach zgadzać z prawdą. To tylko książki.

Will westchnął, zsuwając się niżej po oparciu krzesła.

  Nikt tak jak ty nie potrafi zepsuć zabawy — mruknął, ale zaraz się ożywił. — Pomyśl, facet został bohaterem narodowym, zanim osiągnął pełnoletniość — rzucił. — Ktoś wydał jego biografię w formie książek dla dzieci, które znają nawet nie-magowie! I zrobili z nich filmy, jeszcze słynniejsze niż książki! A my zaraz po prostu pogadamy sobie z gościem o jakimś seryjnym nekromancie!

Z tych emocji aż zaczął podrygiwać.

Dee przewróciła oczami.

— Założę się, że co najmniej połowa tego to kompletne bzdury, a reszta wyglądała całkiem inaczej. Biografie często są podkręcane, żeby się lepiej sprzedawały.

— Kobieto słabej wiary! Zoba…

Urwał, automatycznie prostując plecy, gdy do biura wpadł wysoki, szczupły mężczyzna w garniturze. Ciemnobrązowe, zmierzwione włosy oraz szeroki uśmiech dodawały przybyszowi młodzieńczego uroku, jednocześnie utrudniając dokładne określenie wieku. Pod pachą facet niósł plik teczek, bo ręce zajmowało mu wielkie, papierowe pudło.

— Babeczki dla wszystkich!

— Nott, dobrze się czujesz? — rozległ się głęboki głos, którego właściciel pozostał niewidoczny dla Willa.

Uśmiech Notta poszerzył się.

— Mój pierworodny się żeni!

W pomieszczeniu na kilka sekund zapanowała nienaturalna cisza, po czym zrobiło się jeszcze większe zamieszanie, kiedy wszyscy naraz rzucili się z gratulacjami. Nie przestając się uśmiechać, Nott dziękował, ściskał dłonie, pozwalał klepać się po plecach i podtykał wszystkim karton ze słodyczami, które wydawały się nie kończyć. W ten sposób mężczyzna podszedł do każdej obecnej w biurze osoby, nie zapominając nawet o zszokowanym Willu ani o Demeter, marszczącej w zdumieniu czoło. Na koniec Nott ukłonił się teatralnie, prawie upuszczając teczki i zniknął za drzwiami opisanymi: „Bygd deenia”.

Will bardzo uważnie przyjrzał się swojemu muffinowi.

Zdziwiło go, że aurorzy nie potraktowali mężczyzny jak byłego zbrodniarza wojennego. Przeciwnie, zajadając się babeczkami, przez parę minut wesoło komentowali sytuację, żeby jak gdyby nigdy nic wrócić do swoich zajęć. Nikt też ani przez moment nie zakwestionował obecności Notta w biurze, więc musiał tu pracować. Może nawet był aurorem – Will z trudem dopuszczał do siebie tę straszliwą myśl.

Demeter nie wyglądała na przejętą. Bez oporów połknęła zarówno swoją babeczkę, jak i tę należącą do Willa.

— To wy jesteście tymi amerykańskimi aurorami?

Tuż przed nim zmaterializował się chłopak, mniej więcej dwudziestoletni. Miał jasnobrązowe oczy oraz czarne włosy, potargane, jakby przedzierał się przez potężną wichurę, a na jego przystojnej twarzy błąkał się psotny wyraz. Był ubrany w kurtkę ze smoczej skóry, która na pierwszy rzut oka kosztowała tyle co miesięczna wypłata Willa i w której musiało mu być gorąco w dusznym pomieszczeniu.

Dee podniosła się z krzesła, taksując chłopaka od stóp do głów chłodnym spojrzeniem.

— Tak? — rzuciła ostrożnie.

Ten wyszczerzył zęby.

— Hej, jestem Jim Potter. Ojcu trochę przeciągnęło się u ministra, więc przysłał mnie, żebym się wami zajął. Od teraz będę waszym opiekunem, przewodnikiem i takie tam. — Puścił do nich oko.

Najwyraźniej roznosiła go energia i nie potrafił ustać w miejscu, bo w trakcie tej krótkiej wypowiedzi dwa razy przespacerował się wzdłuż rzędu krzeseł. Przy okazji niemal wpadł na niskiego aurora w turbanie, który ominął go, potrząsając głową. Poza tym Jim nieustannie robił coś z rękoma – a to wkładał je do kieszeni jeansów, a to znów splatał za plecami albo przeczesywał nimi włosy.

Choć był trochę starszy niż spodziewał się Will – według obliczeń powinien mieć obecnie jakieś trzynaście lat – wyglądał dokładnie tak, jak opisywała go książka. W Willu zakiełkowała iskierka nadziei, że Nott był tylko falstartem, a wszystko inne znajdowało się na swoim miejscu.

Z kolei Dee zmarszczyła brwi.

— Porucznik Demeter Silverfield i młodszy auror William Lesage — przedstawiła ich suchym tonem.

Młody Potter uśmiechnął się szerzej.

— Super. Macie ochotę na małą wycieczkę? — zapytał, ignorując jej pełną niechęci postawę.

Nie czekając na odpowiedź, ruszył najszerszym przejściem.

Will i Demeter wymienili szybkie spojrzenia.

14 komentarzy:

  1. Normalnie nie wierzę! Moja ulubiona autorka powróciła <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie nie wierzę, że po tylu latach wciąż jestem czyjąś ulubioną autorką ;p Ale owszem, powróciłam, mam nadzieję, że na dobre.

      Usuń
  2. Cześć!
    Bardzo dziękuję za zgłoszenie się do mojego spisu. Z przyjemnością informuję, że reklama opowiadania trafiła już do odpowiednich zakładek. :)
    Kategoria: FanFiction / Harry Potter / Inne
    Od dziś możesz korzystać z pełnej oferty Katalogowo. Jej szczegóły i kilka wskazówek znajdziesz w zakładce „Oferta spisu”.
    W razie problemów możesz śmiało pisać do mnie na maila (villemoria@gmail.com), z wielką radością rozwieję wszelkie wątpliwości i pomogę w korzystaniu z dostępnych opcji.
    Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny
    Ayame
    Katalogowo

    PS. Wybacz mi ten spam, proszę. Zawsze informuję o przyjęciu strony do spisu, ale w przypadku braku adekwatnej do tego zakładki jest to jedyny tego typu komentarz, jaki zostawiam. Liczę, że mi to wybaczysz.
    PS2. Dobrze Cię znów widzieć w blogosferze. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj :)
    Już od paru dni przymierzałam się do przeczytania i skomentowania, ale jakoś nie miałam czasu. Teraz w niedzielne popołudnie udało się go trochę skombinować.
    Oczywiście ff do mnie przemawia, zwłaszcza potterowskie, więc z chęcią tutaj wróciłam.
    Bardzo fajnie piszesz, a mianowicie podobają mi się Twoje opisy. Są naprawdę przyjemne i niebanalne. Sama historia mnie intryguje. Ciekawie się zaczęło. Ciężko jeszcze cokolwiek skomentować o fabule, bo to dopiero pierwszy rozdział, ale już zdążyłam polubić Willa i jego koleżankę.
    Postaram się coś więcej napisać, gdy przeczytam dalszą część.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, to zawsze motywuje do dalszego pisania, gdy historia się komuś podoba :)
      Cóż, historia się jeszcze dobrze nie zaczęła, bo nawet jeszcze nie rozdział, tylko pół rozdziału. Ale nie oczekiwałabym aż tak wiele zwrotów akcji, fabuła będzie się rozwijać raczej powoli i z dużą ilością szczegółowych opisów ;)

      Również pozdrawiam,
      Bea

      Usuń
  4. Oj, oj... Wciąga ;) Masz lekkie pióro. Lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, świetny początek! Nott wpadający z babeczkami mnie rozwalił :) Ciekawe, jak przedstawisz Harry'ego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie będę ukrywała - przez tytuł bloga postanowiłam tu zajrzeć, ale to twój styl sprawił, że zagłębiłam się w czytanie.

    Myślałam, że skomentuję po przeczytaniu całości, ale już pierwszy rozdział sprawił, że musiałam się na moment zatrzymać.

    Choć to postaci OC rzuciłaś na pierwszy ogień, nie czułam się zagubiona - mogłam je poznać przez scenę, a nie suchy opis. Zdecydowanie na plus! ^^

    Ciekawi mnie, jak postanowisz poprowadzić postaci byłych śmierciożerców. Wszyscy powrócili bez konsekwencji do społeczności czarodziejskiej? Będą próbowali namieszać w świecie? A może każdego będzie czekała tytułowa pokuta? Nie mam pojęcia i cieszę się, że będę miała możliwość to odkryć.

    Ciekawi mnie jeszcze ta kwestia z poznaniem historii Harry'ego przez mugoli. Ciekawi i... zastanawia. Jaką obrałaś linię czasową? A może to nie nawiązanie do Rowling? Tylko do czego w takim razie? Jeżeli jednak do niej, to nie potrafię rozgryźć, bo czas mi się trochę nie zgadza. Przyjmując, że Harry urodził się w 1980 r., a pierwsza książka Rowling została wydana w 1997 r., kiedy jeszcze trwały zmagania Harry'ego z Voldemortem, raczej mało to prawdopodobne. Chyba że Rowling miała dowiadywać się z opóźnieniem, ale wówczas wracam do kłopotów z odgadnięciem czasu akcji.
    Wybacz ten przydługi wywód, ale naprawdę mam małą zagwozdkę. :P A może dowiem się z czasem?

    OdpowiedzUsuń
  7. O, zapowiada się naprawdę ciekawie. Na pewno będę brnąć dalej i mam nadzieję, że będzie równie dobrze. Masz przyjemny styl i przez rozdział się wręcz płynie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś przeczytam coś twojego autorstwa! A tu taka niespodzianka! ;) Jestem bardzo ciekawa jak wykreujesz innych bohaterów. Nott z babeczkami był świetny! Aż mi się humor poprawił jak to czytałam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wciąż jestem zdziwiona, że jeszcze mnie ktoś pamięta, moje opka aż tak popularne nie były, nawet w najlepszych czasach blogspota (no, może za onetu, ale to prehistoria ;p). To bardzo miłe. Mam nadzieję, że nie rozczaruję ;)

      Również pozdrawiam,
      Bea

      Usuń
  9. Hej! :D

    Wpadłam tutaj z polecenia siostry i po pierwszym rozdziale jestem mega zachęcona do czytania dalej!

    Zapowiada się bardzo ciekawie i masz styl, który dobrze się czyta :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło to czytać :) Mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej.

      Cieszę się, że nadal znajdują się nowi czytelnicy, którzy odkrywają to opowiadanie, mimo że pierwsze rozdziały mają już kilka lat :)

      Usuń
    2. Absolutnie! Jestem właśnie po drugim rozdziale i biorę się za kolejne!

      Mega wciągnęłam się w akcję.

      Pozdrawiam :D

      Usuń